Przejdź do treści

O Gminie

Położona w bezpośrednim sąsiedztwie Olsztyna – stolicy Warmii i Mazur – Gmina Dywity zajmuje obszar 161 km2 i zamieszkuje ją ponad 11 tys. osób. Czyste powietrze, zachwycający krajobraz, cisza i spokój, a przy tym dobre skomunikowanie z administracyjnym centrum województwa warmińsko-mazurskiego to główne zalety tego miejsca.

Czytaj więcej

Marcin Konieczny 19 w mistrzostwach świata w triathlonie

18.10.2012

Marcin Konieczny z Kieźlin 13 października reprezentował Polskę w Mistrzostwa Świata w triathlonie, które zorganizowane były na Hawajach. Zajął tam 19 miejsce. To najlepszy wynik polskiego reprezentanta w tych zawodach. Postanowiliśmy zapytać Marcina o kilka wrażeń z tej imprezy.

Ilu zawodników brało udział w Mistrzostwach Świata?

M.K.- Marcin Konieczny - Ponad 2 tysiące. Podczas całych zawodów miałem wrażenie startowania w tłumie. Było bardzo tłoczno w każdej dyscyplinie. Pomimo tego, że pływało się w oceanie, płynąłem w takim tłoku, że wyszedłem z wody z podbitym okiem. Cały czas była walka. Co może oznaczać, że poziom był bardzo wyrównany.

Zawody odbywały się w nietypowej jak dla Polaka strefie klimatycznej. Czy łatwo było się zaaklimatyzować?

M.K. - Nietypowa to dobrze powiedziane. Pierwsze wrażenie po przylocie to sauna ale parowa. Bardzo trudno było się zaaklimatyzować. Przyjechaliśmy tam 8 dni wcześniej i przyzwyczajanie się do wilgotności (w dniu startu 75%) oraz jednoczesnej temperatury (w dniu startu 35st) zajęło trochę czasu ale i nerwów bo organizm reagował bardzo dziwnie. Na szczęście zdalna pomoc mojego masażysty Daniela Godlewskiego oraz dr. Tomasza Boraczyńskiego z OSW Olsztyn mocno wsparła ten proces aklimatyzacji. Na miejscu nie było już potrzeby mocnego trenowania ale musiałem przećwiczyć zarówno pływanie w oceanie, jazdę po trasie kolarskiej jak i bieg tam gdzie miał się on odbywać. Już podczas okresu aklimatyzacyjnego wiedziałem, że będą to najtrudniejsze zawody w moim życiu.

19 miejsce wśród najlepszych. Jest satysfakcja z wyniku czy raczej niedosyt?

M.K. - Jasne, że niedosyt. Jestem najlepszym z Polaków w tych zawodach ale zawsze chciałbym walczyć o najwyższą stawkę. Ale spokojnie. Plan mam taki, żeby mistrzem świata zostać dopiero w wieku 50 lat więc czasu jeszcze trochę mam. Traktując te zawody jako przetarcie to miejsce jest bardzo wysokie.

Mistrzostwa Świata na Hawajach za panem. W jakich zawodach obecnie szykuje się Pan do startu?

M.K. - Teraz rozpoczynam bardzo ważny okres w życiu każdego sportowca – okres roztrenowania. To był bardzo długi rok (pierwszy start w luty, ostatni zapowiada się razem z klubem AKM Olsztyn podczas warszawskiego Biegu Niepodległości). Nie mam już nastu lat (dzień po starcie na Kona stuknęła mi 40-tka) więc odpoczynek i regeneracja są bardzo ważne. Tak więc do końca listopada roztrenowanie a potem powrotem praca nad formą na rok 2013. Triathlon to sport w którym jestem zakochany więc już z niecierpliwością czekam na pierwszy plan treningowy jaki przyśle mi trener Dariusz Sidor.

Marcin Konieczny – wrażenia z zawodów.

Chciałbym podzielić się z czytelnikami portalu wrażeniami  z zawodów w jakich brałem udział ale właściwie nie o swoim starcie ale o tym jak wyglądała organizacja przed i po o atmosferze dookoła oraz znależć odpowiedć na pytanie czy KONA to rzeczywiście „mekka triathlonu”. No to po kolei. Od przyjazdu (6 dni przed) czuje się atmosferę dyscypliny. Już w samolocie można spotkać wariatów lecących w skarpetach kompresyjnych, w strojach sportowych, koszulkach finiszerów czy klubowych. Po przylocie pierwsze zaskoczenie – port lotniczy na wyspie (ten obok Kailua a nie drugi – obok HAVI) wygląda jak dworzec Stadion w Warszawie ale przed remontem. Walizki wyładowywane są ręcznie, z samolotu idzie się na piechotę przez płytę lotniska, szuka się potem swoich bagaży w kupie leżącej gdzieś obok tabliczki „baggale claim”.

Samo miasto też nie za wielkie ale za to widać, że nastawione na tą imprezę. Na każdym kroku logo IM, w knajpach specjalne menu, zniżki etc. Samo podejście WTC do organizacji imprezy rzekłbym standardowe. Jeżli miałbym podać punkty charakterystyczne tego „projektu” byłoby to:

- bardzo zauważalny aspekt komercyjny (gigantyczny namiot z IRONMAN merchandise, gdzie już za 30 usd może kupić koszulkę z Mistrzostw Świata)

- świetna organizacja (wolontariusze na każdym kroku w ilości zatrważającej) i zero kolejek (nic nie staliśmy do oddania rowerów, przy rejestracji ani co ciekawe przy malowaniu numerów)

- cholernie drogie (55 usd dla osoby towarzyszącej) i fatalne pod względem menu (a do wyboru 1 makaron, pierś z kurczaka ) pasta party. Tutaj ciekawa rzecz. W programie party miało trwać od 6-8. O 7 zabrakło jedzenia i nie zapowiadało się, ze będą donosili. Wyobrażam sobie, ze ktoś wykupuje osobie towarzyszącej bilet i przychodzi (żeby się nie pchać) gdzieś około 19.15. Za te 55 usd może sobie co najwyżej herbatki popić ;)

- duże Expo z porządną ilością wystawców i akcji typu „masz czapeczkę”, „masz koszulkę”. Podczas oddawania roweru do boksu każdy posiadacz cervello dostawał koszulkę od przedstawicieli firmy (w końcu cervello mafia)

- pakiet startowy dość obficie wyposażony (plecak, okulary do pływanie TYR, inne gadżety) na koniec koszulka i czapeczka finiszera – oczywiście wszystko z logo Mistrzostw Świata.

Tyle o projekcie. Teraz o atmosferze. Otóż są to zawody, które można by opisać jednym słowem – TŁUM. Tłum zawodników, tłum kibiców, tłum wystawców. Wszystko na powierzchni miasta wielkości ¼ Ursynowa a właściwie 3 przecznic ulicy KEN. Ale dopiero na miejscu można się przekonać, ze dla amerykanów zawody na Hawajach są czymś innym niż tylko Mistrzostwami Świata. Ilość zawodników, którzy jeżli chodzi o masę ciała delikatnie nie pasują do tej dyscypliny dość duża. Czy są to wykupione miejsca loteryjne, czy jakaś inna forma zapisów – nie wiem. Jak znam życie EMIL będzie wiedział.

Wyśmienitą sprawą jest parada narodów. Wprawdzie w naszej drużynie sprawdziła się klątwa chorążego (Tomek Jankowski niosący flagę miał wypadek na rowerze dzień przed zawodami) ale wrażenie jak tłum pozdrawia cię idącego ulicą, krzycząc GO Poland GO – niesamowite. Bardzo dużo imprez towarzyszących. I to takich wspieranych przez gwiazdy tri. Mc Cormak biegnący z dziećmi proszący aby wzięły od niego daszek – widok znakomity. Bieg „underpants” czyli w gaciach – też super. No i pełno kibiców. Od rana do nocy (o atmosferze kibicowania też w drugiej relacji).

Teraz o warunkach sportowych. Pływanie wyznaczone w „porcie” Pier to miejsce, gdzie startują promy wycieczkowe (małe) więc trenowanie odbywa się na wyznaczonej trasie tak aby nie kolidować ze statkami. Rower odbywa się w większości na Highway 11 (zamkniętym na czas zawodów), który na całe swojej dlugołci ma pas dla rowerów. Znaki informują o zawodach, proszą zawodników żeby używać pobocza do jazdy a kierowców aby „share the road”. I przez te wszystkie dni nie widziałem, żeby którykolwiek kierowca Nawe pół prawym kołem wjechał na ten „shoulder”. Alebo taka kultura albo ogromne kary. Bieganie trochę po Alli Drive ale w większości po tym samym highwayu. Widoki przepiękne ale i maksakryczne. Największe wrażenie zrobiło na mnie pole lawy po prawej i po lewej stronie drogi.

Korzystając z okazji, za pośrednictwem strony Gminy Dywity, chciałbym podziękować ludziom bez których ten wyjazd by się nie odbył. Po pierwsze żonie. Przez 3 lata zbierała pieniądze na wyjazd. I nie chodzi tutaj o to, że głodowaliśmy ale raczej o to, że 3 lata temu moja małżonka uwierzyła w to, że moja kwalifikacja jest realnym celem. Córce Kasi za doping oraz cudowne malunki na trasie. Po drugie dziękuję Darkowi Sidorowi. Bez jego planów treningowych ten projekt nie byłby możliwy. Dużo pracy przede mną i liczę na to, ze dalej nasza współpraca będzie taka fajna. Podziękowania również dla IM2010 oraz House of Skills, które wsparły finansowo mój wyjazd. Na koniec chciałbym podziękować kolegom z House of Skills, którzy tak jak wielu kibiców nie spali całą noc czekając na te kilka sekund przekazu z mety ale i zrobili mi super powitanie na lotnisku w Warszawie.

Galeria: